Zaciągając kredyt hipoteczny
jesteśmy optymistami. Na pewno będzie dobrze, spłacimy kredyt w terminie, ceny
nieruchomości będą tylko wyższe. Co jednak w sytuacji odwrotnej: nie mamy
możliwości spłacania rat, a dodatkowo ceny nieruchomości spadają. Co z nami
będzie?
Każdemu z nas może zdarzyć się
nieprzewidywalna sytuacja, w wyniku której nie możemy spłacać regularnie rat
kredytu. W skrajnej sytuacji bank sprzeda naszą nieruchomość i z tych środków
spłaci kredyt hipoteczny. My nie mamy nieruchomości, ale nie mamy również już
kredytu. Wyszliśmy na zero i możemy zacząć nowe życie. Co jednak w przypadku
osób gdzie ze sprzedaży nieruchomości nie starczy pieniędzy na całkowitą spłatę
kredytu? Narodowy Bank Polski i Związek Banków Polskich szacują, że obecnie w
Polsce jest ok. 200 000 kredytów hipotecznych, gdzie wartość nieruchomości
jest niższa od kredytu. Jak to możliwe. Po pierwsze: ceny nieruchomości przez
ostatnie 5 lat spadają, mieszkanie które w 2008 r. kosztowało 200 000 zł
dziś bank może sprzedać za 140 000 zł (na pierwszej licytacji komornik
wystawia mieszkanie za ¾ jej wartości rynkowej, w kolejnej już tylko za 2/3
wartości). Po drugie: prawie 200 000 kredytów w 2008 roku zostało
zaciągnięte w walutach, głównie we franku szwajcarskim, który był na rekordowo
niskim poziomie ok. 2 zł. Dziś kurs jest znacznie powyżej 3 zł, w związku z
czym kwota kredytu pozostała do spłaty znacznie wzrosła. Gro klientów
zaciągnęło kredyty bez wkładu własnego, ba część klientów została namówiona
przez doradców do zainwestowania swoich środków w wszelkiej maści inwestycje,
które w większości w czasie kryzysu okazały się wielką klapą. Ten mechanizm,
swego rodzaju „oszustwa” zauważył Urząd Ochrony
Konkurencji i Konsumentów i aktualnie sypie jak z rękawa kary dla banków,
jaki i innych instytucji. Jeżeli klient nabył nieruchomość w 2008 roku
za ceną 200 000 zł i zaciągnął kredyt we franku to dziś jego sytuacja
wygląda następująco. Wartość nieruchomości
ok. 180 000 zł, wartość kredytu ok. 320 000 zł. Jeżeli taki
klient zaprzestanie spłaty kredytu pomimo sprzedaży nieruchomości zostaje z
niespłaconym kredytem w wysokości ponad 100 000 zł praktycznie na całe
życie. Szacuje się, że problem może dotyczyć nawet 180 000 kredytów.
Pojawiło się jednak światełko w tunelu. Ministerstwo Sprawiedliwości pracuje
nad nowelizacją ustawy o upadłości konsumenckiej. Wprawdzie ustawa tak działa
już o 2009 roku, jednak formalności i procedury są „nie do przejścia” . Dość
powiedzieć, że przez te lata „udało się upaść” tylko niespełna 100 osobom.
Prawo restrukturyzacyjne ma być prostsze, wprawdzie dłużnik straci mieszkanie,
ale część pieniędzy ze sprzedaży nieruchomości zostanie przeznaczona na wynajem
mieszkania. Sąd i syndyk będą przez pewien czas nadzorować klienta. Wyznaczą mu
tzw. plan spłat wierzycieli przez trzy lata. Tyle rząd, co jednak na to banki?
Związek Banków Polskich proponuje by banki i ich niewypłacalni klienci mogli zawrzeć
ugodę przed sądem. Dopiero następnym krokiem miałaby być upadłość konsumencka. Moim
zdaniem to genialny pomysł najpierw próba polubownego załatwienia sprawy,
dopiero windykacja czy upadłość. Na całym świecie w sytuacji kryzysowej
najpierw się rozmawia, dopiero gdy nie ma możliwości porozumienia stosuje się
sztywne zasady. W przypadku polskich banków
jest to bezwzględny dla klienta bankowy tytuł egzekucyjny. W trudnej sytuacji –
rozmawiajmy z bankiem, z mojej codziennej praktyki wynika, że banki zwykle chcą rozmawiać , a
egzekucja z nieruchomości jest ostatecznością.
Krzysztof Rzymski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz