Komisja Nadzoru Finansowego wprowadziła w 2013 roku tzw. Rekomendację
S. Zamiarem było poprawienie bezpieczeństwa na rynku kredytów
hipotecznych. Reguluje ona m.in. poziom
minimalnego wkładu własnego, którym powinien dysponować klient w momencie
zaciągania kredytu hipotecznego.
I tak w 2014 roku minimalny wkład własny to 5%,
w 2015 – 10%, w 2016 – 15%, a od 2017 minimalny wkład własny to 20% wartości
nieruchomości. Jest jeden wyjątek, część brakującego wkładu własnego można
ubezpieczyć lub przedstawić inne dodatkowe zabezpieczenie.
Trudno się połapać w tym bałaganie … bo racje mają Ci,
którzy twierdzą, że obecnie należy dysponować minimalnym wkładem własnym w
wysokości:
1.
20%
2.
10%
3.
0%
Nasuwa się pytanie: w jakim celu
wprowadzono wymóg posiadania wkładu własnego jeśli można stosować wyjątki. Czy
wkład własny miał wpłynąć na bezpieczeństwo rynku hipotek? – to dlaczego powszechnie
można uzyskać kredyt hipoteczny z wkładem własnym niższym niż 20%.
Najbardziej rozbawia mnie jednak
teza, że jeśli klient nie potrafi zgromadzić środków własnych to nie jest
godzien otrzymania kredytu hipotecznego, ponieważ nie będzie go spłacał. Coś w
tym jest … ale... należy być
konsekwentnym. Dopłaty z programu MdM mogą stanowić wkład własny klienta.
Jednak w tym przypadku bardzo często mamy do czynienia z sytuacją gdzie klient
nie angażuje ani jednej złotówki – czyli jest to klient, który nie potrafi
oszczędzać, a kredyt hipoteczny może otrzymać. Nieprawdaż, że to pachnie
hipokryzją?
W większości banków otrzymamy
kredyt z 10% udziałem własnym co ciekawe nie zawsze jest on droższy od kredytu
z 20% udziałem własnym. A przecież teoretycznie powinien ponieważ należy go
dodatkowo ubezpieczyć lub przedstawić dodatkowe zabezpieczenie.
Artykuł autorstwo Krzysztof Rzymskiego ukazał się na stronie www.rynek-deweloperski.pl